Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnia z xiążąt Słuckich Tom 3.pdf/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
63

nie poruszały z miejsca, nie postępowały. Kilka razy z wierzchołka baszty wyglądał Jan Karol, a zawsze widział ich na tém samém miejscu.
— Co to znaczy? pytano u Chodkiewiczów.
— Co to znaczy? szeptano po mieście.
— Będzie zgoda — zaczynali się domyślać ci, którzy zawsze śpieszą naprzód z wnioskami, prześcigając wypadki.
Cóż było w istocie? Nie umiano się zgodzić o sposób dobywania kamienicy, w istocie saméj, swém położeniem w ciasném miejscu niedostępnéj. Próżno się Wojewoda zżymał, obruszał i naglił. — Upływały godziny w sporach nadaremnych. Biskup użył dogodnéj chwili do przedstawienia, iż nie godziło się rozpoczynać wojny, nie spytawszy przynajmniéj dla formy PP. Chodkiewiczów, czyli umowie zrobionéj dawniéj, zapisom zadość uczynić nic zechcą. Chodziło mu o zyskanie czasu, widział bowiem, że dla samych trudności rozpoczęcia walki, gdyby się tylko przewlekło, rozejśćby się mogło i na niczém spełznąć.

6*