Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

książeczki i różne terefelki trzymał. Matka zawsze jeszcze siadywała, choć stara, nad swojemi jabłkami, chociem ja jej to perswadował, ale próżnować nie lubiła, przywykła kłócić się ze studentami i takie to już było jej życie. Bywało jak zachorzeje, a zmuszę ją, żeby w domu w cieple posiedziała, to tak nudzi, że rady sobie dać nie może, wstaje, do okna chodzi, stęka i nazajutrz nieboga wlecze się z garnkiem znowu na swoje miejsce. Chciałem, żeby sobie w mojej budce ze mną przesiadywała, ale nie mogła: studenci ją wszyscy i ona wszystkich znała doskonale i już żyć bez siebie nie umieli. Ta wrzawa chłopaków, spory z nimi, ciągła baczność, żeby jej nie okradli, ożywiały ją i odmładzały. Śmiała się, gdy ją nażywali Cybelą i gniewała się, sądząc, że to znaczyło Cybulę poprostu, której nie sprzedawała; domagała się, żeby ją lepiej przezwali jabłkiem lub gruszką, ale wszystkie pokolenia studentów znały już ją pod tem nazwiskiem. Mnie tymczasem szło bardzo dobrze i nie pamiętam w życiu szczęśliwszych chwil nad te, które spędziłem, nosząc w koszyku na plecach nadzieje, sadząc je w budce obok siebie. Dobiłem się później wszystkiego czegom tylko żądał; ale mniej mnie to uradowało, niżeli marzenia dziecinne... nie było też już i poczciwej starej matki, by się z nią podzielić dostatkiem. Staruszka siedziała, póki tylko mogła u bramy kolegjum jezuickiego, a gdy już zwlec się nie potrafiła na stanowisko, jednego dnia jesieni przechorowała dwie doby i zasnęła na zawsze... Możeś pan widział piękny kamienny nagrobek na