Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odłożono do jutra odpowiedź, a Żeligowski odjechał pełen nadziei; wieczór w Smarzewie zeszedł na płaczu, namysłach, uściskach i namowach staruszki. Córka choć kochała i szanowała swojego narzeczonego, tak się lękała wyjść zamąż! Przywykła do ciszy swojej strzechy, do słodkich pieszczot macierzyńskich, do sióstr, których serca biły tak zgodnie z jej sercem; obawiała się nowego życia... tęskno jej było za każdym kątkiem rodzinnego domku, za ganeczkiem, na którym siadywały wieczorami, za pokoikiem wspólnym, za ogródkiem, za ludźmi dobrymi, z którymi pracowały... Ale Żeligowski przysięgał, że większą część roku spędzą przy matce, że ją uczyni szczęśliwą i wolę jej spełniać będzie, matka nalegała i nazajutrz Józia dała słowo ze łzami.
Gdy w dni kilka stolnik przybył znowu z panem Tadeuszem, już było po cichych zaręczynach, i zkolei przypadały na średnią siostrę konkury Siekierzyńskiego. Ale Marja żadnym sposobem iść zamąż nie chciała i pomimo nalegań matki, która jej świetny los przedstawiała w przyszłości, ze łzami błagała, żeby nie zmuszała ją opuszczać domu. — Helenka tak młoda! Józia dom opuszcza, o! nie! nie! ja zamąż iść nie mogę, ja muszę zostać z matką!
Gdy więc stolnik, zostawszy sam na sam z wdową, pragnął od niej pozwolenia starania, odebrał z największem zdziwieniem tylko grzeczną odmowę. Zpoczątku uszom nie wierzył, domyślał się skrytych powodów, nawet kupiectwo Tadeusza na myśl mu przychodziło, wkońcu rozgniewany odjechał,