Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

splendor i lustr stemmatu swego miał podnieść, coby winien dźwignąć ex oblivione imie szanowne, zagrzebać je chce i nową okryć plamą! Nie dość li tych pieniędzy in tam vili mercaturae statu zapracowanych, któreby dłoń piec powinny, chcesz jeszcze dać dzieciom swym matkę mieszczankę... Jeśli to uczynisz, wiedz, waćpan, że nomine et auctoritate parentum wyklnę cię!
Dokończywszy perory stuknął stolnik po krześle i zdyszany zamilkł, spoglądając, jaki też uczyniła skutek na umyśle Siekierzyńskiego.
On stał zbladły, zmięszany jak winowajca.
— Panie stolniku, — rzekł, — nie myślałem o tem i nie myślę, niepotrzebnie się unosisz, inny casus wywołał moje zapytanie.
— Jakiż? jaki?
— Wszak-ci to pan Zamszycki ożenił się z Wirmanówną, warszawskiego kupca córką.
— Pan Zamszycki! ale cóż to za szlachcic? — rzekł stolnik — pan Zamszycki rękoma dziada swego skóry na zamsz wyprawiał.
Tandem szlachcic.
— Skartabellat! mości panie! nie sztuka! nie sztuka, niech się żeni z kim chce, ale Siekierzyński! Waćpan nie znasz coś winien imieniowi swemu!
— Ależ ja nic nie myślę!
— Czegożeś pytał?
— Aby się dowiedzieć, co będzie z Zamszyckimi?
— Co będzie? będą taką kiepską szlachtą jak i byli, bo niezawodna rzecz, że ożenienie z kobietą niższej kondycji nobilituje ją de facto jeśli nie