Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostap Bondarczuk.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Doprawdy! — zawołali wszyscy — widziałeś jak Niemcy...
Rządca stał jak pod pręgierzem, dusił się, bladł, czerwienił, kołysał na nogach.
— Ale nie Niemcy — rzekł chłopiec.
— A któż?
— Pan rządca z jakimiś ludźmi, nocką przyszli, wykopali, wzięli na wóz i...
W tej chwili Mrzozowski zniknął, rzucił się w głąb ogrodu, w gąszcze. Słudzy popędzili za nim.
— Możeś widział gdzie zawieźli — dodała hrabina.
— A jakże, bo przez ciekawość poszedłem za nimi. Bali się widać wieźć daleko, to ono tylko zajechali pod gruszę na łan i tam dziurę wykopawszy...
— Prędzej, prędej, — zakrzyczał tracąc zimną krew hrabia. — Pod gruszę — pod gruszę! — Chłopcze z nami.
I w oka mgnieniu graf z ludźmi poleciał, zabrawszy z sobą Ostapka, na łan. — Pod starą gruszą, pomimo ubitej starannie darni, znać jednak było niedawno poruszoną ziemię, po wklęsłości nie wielkiej.
— Tu — rzekł Ostapek.
Ludzie wzięli się do kijów i rydlów i z niewymowną radością postrzegli wkrótce żelazny kufer, którego wierzch zardzewiały, dźwięknął pod uderzeniem rydla. Dobrano się do zamka, zamek był nienaruszony. Hrabia, rozkazawszy wieźć odzyskane mienie do pałacu, pospieszył oznajmić o tem żonie. O Ostapku zapomniano zupełnie i sierota poszła powoli ku łące, gdzie kilkoro dzieci pasły chudą trzodkę siedząc u nanieconego ogniska.
Byłby może hrabia na zawsze o dziecięciu zapomniał, bo radość z odzyskania sreber, klejnotów i ważnych papierów, całkiem nim owładła; ale żona podbudziła go do wdzięczności.
— A ten chłopiec? — spytała wieczorem.
— Jaki chłopiec?
— Sierota co ci pokazał gruszę.