Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Raz wyszedłszy za mąż, świat zawiązany, nikt tu nie słyszał o rozwodach, un mariage c’est pour l’eternités on y entre comme dans im choitre. To pociecha, tylko że się rządzi despotycznie. Ubierają się przedwiecznie, mody nie znają; przychodzą tu one podobno w pięćdziesiąt lat dopiero, gdy już o nich w całym świecie zapomiano. Długobym tu wyżyć nie mogła, ale widziéć było warto przecie. Zdaje się, że za parę dni, sans tambour ni trompete, każę zaprządz do żółtéj karetki i... stawię ci się, jednego białego poranka, aby cię uścisnąć, nagadać się i uśmiać. Tylko muszę wprzódy się dowiedzieć, co się z moim milionerem stało, bo je n’en demordrai pas, musi być moim. Całuję śliczne oczki twoje.“

Mira.




ROZDZIAŁ IV.

Powróciwszy do domu pieszo, Orbeka zastał swojego wiernego Nerona w ganku niespokojnego, oczekującego; Jaśka na ławce, a konie przy stajni. Woźnica bowiem, dowiedziawszy się o zniknięciu pana, krótszą drogą, mając nadzieję go napędzić, pospieszył do Krzywosielec. Rozminęli się z panem Walentym.
— Słuchaj Jaśku, rzekł Orbeka do starego sługi, przygotuj mi tam, jak potrafisz, do drogi wszystko, jechać potrzeba, a tu mnie ci ludzie zamęczą powinszowaniami. Bryczka jaka jest, konie jakie Bóg dał, lada chłopak powiezie.