Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

patrząc tylko na to. Wujostwo oboje de bien braves gens a l’antique, przyjęli mnie zrazu zimno, bo mnie widać poprzedziła jakaś reputacya, et on est severe et rigide à la campagne ale potem zaraz ich udobruchałam.
Wystaw sobie, żem trafiła na rodzaj baliku, była to uczta dawana na powinszowanie, czy już tam nie wiem jak nazwać — pewnemu panu Orbece, który, z ubogiego szlachcica, został milionowym panem, przez spadek po stryju.
Ten Orbeka, un original, misanthrope, suchy, żółty, ni stary ni młody, życie spędził na wsi, nad książkami i klawikordem, z jednym psem i sługą. Dopiero go te miliony wyciągnęły na świat. Otóż, wystaw sobie, podbiłam go od razu. Patrzał na mnie w zachwyceniu, w jakiémś osłupieniu, jakby na istot swych marzeń, drżał mówiąc, bełkotał... mówię ci pochwyciłam go; gra bardzo ładnie, ty wiesz Lulciu że i ja nie źle grywam, gdy chcę. Otóż tego dnia chciałam i zawróciłam mu głowę sonatą Beethowena
Jeźli się jeszcze gdzie spotkamy na świecie ten człowiek jest mój. Nie powabny, nie młody smutny jakiś, nadto surowo wygląda, ale milionowy. W najgorszym razie, w intercyzie ślubnéj można sobie zawarować, une retraite honorable, avec 50 mille florins de rente. Ce n’est pas le bout du monde, mais c’est quelque chose.
Na seryo pomyślę o nim.
Nieszczęściem przyszły tańce pod wieczór; on nie tańcuje, a ja mam passyą do mazura, porzuciłam go w kącie, bo mi się trafił chłopaczek jak laleczka, a było ich do wyboru! Przeszaleliśmy z nim do białego dnia, alem straciła z oczu mizantropa, który podobno pieszo uciekł do domu. Nie mam nadziei, żebym go już tu pochwycić mogła, ale go złapię w Warszawie, dokąd pojedzie.