Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.3.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ski, mały, przysadzisty, czerwony aż do siności, z wąsami czarnemi, długim włosem kruczym, lewą rękę nosił bezwładną i po łokieć uciętą, tak, że próżny rękaw kontusza szastał mu się po boku; oczki małe, siwe, żywe, rzadka wypełzła brew, policzki kościste szerokie, czoło nizkie i fałdowane, usta zwisłe; oto były rysy jego twarzy.
— Tak tedy mościpanie Murdeljo, trzeba na de novo zaczynać.
— To prawda, że Hrynicz oszalał, albo mu co kto zadał; albo się tak zląkł, że ze strachu języka zapomniał.
— A co waści się teraz zdaje?
— Co mi się zdaje? czekać procesu, bronić się, a złotemi dowodami zabić papierowe.
— Gdyby się to udało, ale trybunał! Kto go wie! a może dowiodą uzurpacją imienia i w chłopy pójść każą?
— A cóż kniaź myślisz robić?
— Ot, wiesz aspan co! Pogadaćby z tym starym zakamienialcem, możeby był sposób ułożenia się?
— Nigdy, to kamień nie człowiek.
— Goły jak kamień!
— A dumny!
— Duma dziurami wychodzi.
— Dawnoby już wyjść powinna; przecie siedzi.
— A co wadzi spróbować?
— Zapewnie, — rzekła mięszając się kobieta, — coby to szkodziło zetknąć się z nim i pomówić?
— Albo myślicie, że chce?
— Jużciż!
— Nie chcę być posłańcem z tem żądaniem.
— Wmość zawsze dziwolągi roisz, mosanie Murdeljo z aprehensji i świdrzenia rozumem. A tu rzecz jasna. Co mam płacić w sądach i targać się z nim, — lepiej jemu. Są trzy liche wioski odłużone po Hołubach tamtych, które okupiłem, oddałbym im chętnie dla zgody.
— Kniaź go nie znasz, jeśli myślisz że się połakomi na pieniądze!