Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.3.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

oczy czarne pokryte brwią gęstą i na kształt ojcowskiej zgiętą, odwagę, siłę charakteru znamionowały. Ogromny warkocz czarnych włosów, rozpleciony na cztery kosy, spływał jej z ramion do stóp. Ręka, stopa, i rysy twarzy, nosiły cechy rodu nieprzywykłego do pracy, miały kształty drobne i prześliczne. Ubiór kniaziówny był prosty, ale starannie uszyty, obejmował kibić jej toczoną i czynił ją w ubóstwie panią. Tak umiała nieść głowę, taki miała uśmiech pański, tak wzniesione miała w górę usteczka, iż czytałeś wewnętrzne uznanie swej godności, w tej dziewczynie na pozór do wieśniaczki podobnej.
Znać było, że ten karczek nie umiał się uginać, usta te prosić, a oczy te płakać. Boleść nawet nie objawiała się w niej na zewnątrz, potrafiła ją, jak ów Sparcjata lisa ukradzionego, przycisnąć pod szatą, choćby wyrywał ciało sztukami.
Taką była kniaziówna Eufrozyna. Ojciec kochał ją namiętnie za siebie i umarłą matkę; brat jej ulegał i szanował, obcy lękali się prawie.
— Ojcze, nie mówisz mi prawdy — rzekła mu od progu. — Dymitr tylko co powrócił, koń jeszcze bokami robi, a ty chcesz jechać! O! to nie bez przyczyny; powiedz-że co się stało?
— Nic się nie stało, moje dziecię, nic jeszcze, ale stać się może; potrzeba zapobiedz.
Eufrozyna brwi namarszczyła.
— Sprawa przegrana! — zawołała.
— Nie! ale sprzedana być może — powiem ci wszystko; przed tobą taić nie potrzeba nic.
— Słusznie ojcze! jam twoja córka i nie zlęknę się; mów!
— Hrynicz zdaje się chcieć nas sprzedać Chołupskiemu; nasze papiery, pargaminy w jego rękach. Radzi nam zgodę: to dość powiedzieć.
— Jedziesz odebrać papiery?
— Lub życie — dodał ojciec — zabiję psa, jeśli mi ich nie odda.
— Niechby Dymitr jechał lepiej, tobie staremu...