Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.2.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
Przemysław.

To chwała Bogu.

Albertus.

Może mu się podobać: młoda, niedoświadczona, może...

Przemysław.

Więc cóż? ojcze, myślisz-że, iż Wanda da się uwieść, splamić?

Albertus.

Nie daj Boże, aby tak było! poszedłbym razem z jej poczciwością do grobu. Nie chcę żyć, jeśli mam patrzeć jeszcze na taką szkaradę.

Przemysław.

Ale nie, ojcze, to być nie może, ona się tego nie dopuści. Jednakże, jeśli, przypuśćmy, jeśli. Gdyby naprzykład; mówmy cicho — (ogląda się). Gdyby — rozwiódł się, porzucił Joannę, chciał, — przypuśćmy, zaślubić Wandę.

Albertus (z oburzeniem).

Możeż ona zezwolić na to! Byłaby to nie wiem, czy nie większa jeszcze od pierwszej zbrodni. Zepchnąć z tronu tego anioła!

Przemysław.

Dla czegoż anioła? wszyscy ją aniołem nazywają dla tego, że płacze i modli się. Czemże Wanda od niej gorsza?

Albertus (po chwilce).

W dzień, kiedy się to stanie, zaśpiewacie nad moją trumną. Nie chcę dożyć i chwili, w której ludzie na nas powiedzą, żeśmy niewdzięczni i zdrajcy.

Przemysław.

Cicho! cicho! Za cóż zdrajcy?

Albertus (podnosi się).

Bo ty Przemysławie knujesz zdradliwie, chcesz na tronie Joanny posadzić swoją siostrę. Myślisz, że stary,