Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noce bezsenne.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nawet przez lekarzy uznaną. Gdy przyczyn rozdraźnienia nerwowego usunąć nie było w méj mocy, — musiałem czuwać nad tém, aby nie przeszło sił moich — nie pozbawiło przytomności, panowania nad sobą...
Dla mnie opium, jako obudzające fantazyą, nie istniało, — owszem pętało ją i nie dozwalało się rozkiełznać — sprowadzało zawsze stopniowe uspokojenie i ciszę...
Pracować umysłowo, po użyciu go, mogłem zawsze, nie czując ani żadnéj ociężałości, ani zbytniéj ruchliwości myśli. Szły one trybem zwykłym... Być może, iż pewne komórki pamięci trochę ciężéj się odmykały.
Mogłem w lepszych dniach pomniejszać dawkę zwykłą, a wielkiego powiększania jéj dla skutku nie wymagały nerwy, chyba wyjątkowo...

Nie mogąc pisać, nie zawsze nawet rysować — bo i dni bywają pochmurne a mgliste, i myśl a ochota drętwieje — muszę czytać. Nawykłem, niestety, do prędkiego czytania, i w ciągu dnia pochłaniam tak wiele, iż tego pożywienia nastarczyć sobie nie mogę. Prawdziwa bulimia umysłowa. Odczytuję już nawet znane mi dawniéj książki — arcydzieła... to, co po sobie zostawiło wrażenie silne... Ale myśl pod ciężarem trosk przygniatających ją, nie może — mimo wysiłków — całkiem się przenieść w te światy spokoju, w którychby o ziemi zapomniéć mogła. Zamknięte dla niéj templa serena...
...Bardzo mało jest książek (powracam do czytania), któreby człowieka tak silnie zajęły, porwały z sobą, ażeby mu dały nieocenione zapomnienie rzeczywistości.
Słabsze utwory imaginacyi są nieznośne. Czujemy w nich, widzimy fałsze, naciąganie, sztukę nieudolną; a udatne części, zwykle mdłe — nie wywierają wielkiego wrażenia.