Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noce bezsenne.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chunkiem, nie wiedząc, że dokoła wre bój. Tak samo malarz może zapomniéć nawet o tém, że się nie dosyć uczył i umie!
Po znojnych chwilach wcielania, gdy naostatek spocząć potrzeba — pierwsze spojrzenie na to, czego się dokonało, zawsze daje smutne poczucie bezsilności i zawodu.
Wszystkie wady i słabości dzieła występują straszliwie dobitnie; dobre strony (jeżeli są) znikają. Rozpacz porywa.
Gdy się późniéj powróci do dzieła, a w wyobraźni ideał się zatrze — znajduje się ono znośniejszém. Nadzieja wstępuje w serce, ochota do walki powraca.
Ostatecznie rzadko człowiek zaspokojonym się czuje dziełem swojém; sądziłbym nawet, że takie zadowolenie jest dowodem nieudolności... Czasem dopiero po latach wielu, gdy w wyobraźni zatarł się pierwowzór całkowicie, słabe jego odbicie czyni pewną przyjemność i wyda się zachowania godném. Niekiedy wypadek jest całkiem przeciwny.
Ciężka częstokroć bywa dola artystów; lecz ci, którzy mają powołanie prawdziwe, uskarżać się na nię nie powinni. Z tego życia pustego, które dokoła wre, szumi, błyszczy, pyszni się sobą, — nie pozostanie nic a nic, tylko to, co pisarze i artyści w dziełach swych z łaski ocalą. Ten proletaryat męczenników jeden jest w posiadaniu stosunkowéj nieśmiertelności na ziemi, gdy wszystkie inne potęgi, im silniejszemi się zdają, tém prędzéj w proch się obracają po efemeryczném życiu cielesném.
Pierwsi humaniści złotouści i złotopiórzy umieli to bardzo dobitnie wykładać swoim protektorom, każąc sobie płacić za unieśmiertelnianie.
Dziś — nikt za to nic nie da, bo — bo nikomu nie idzie o życie w pamięci ludzi, ale o wyssanie z rzeczywistości wszystkiego miodu i wosku, jaki ona dać im może...