Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noce bezsenne.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tu królestwo niezliczonego ptactwa wodnego, tu kobiéty zbiérają ową sławną mannę, tu się bydło topi, a ludzie na granicy od Bogusławców biją się czasu kosowicy, bo granica niepewna.
W dzień ta przestrzeń, trawą szorstką okryta, wyżarami poprzerzynana, zdaje się pustą i smutną a głuchą, ale wieczorem!! wieczorem te moczary i trzęsawiska ożywają. Gospodarze wyżarów, kęp, traw, brodów, trzciny, wracają z wycieczek do domów. Słychać krzyk czajek bolesny, kaczki ciągną długiemi sznurami, wypisując jakby znaki jakieś w powietrzu, bąk na czatach coś powiada, o czémś ostrzega głosem stłumionym.
Nie rozeznane jakieś krzykliwe istoty sprzeczają się z sobą aż noc zapadnie.
A nawet nocą, gdy już umilknie wszystko, na jaśniejszém niebie widać w milczeniu przeciągające ptaki... a kiedy niekiedy z głębi moczarów odzywa się hukanie niespokojne.
Opodal nieco, nad drugą drogą i groblą — bo tu grobel jest bez miary — stoi drewniana kapliczka na małym grobku, sama jedna... gospodę tylko ma pod bokiem. Przy niéj niéma nawet cmentarza, ani dzwonnicy, sygnaturka wisi w małéj kopułce nad wejściem. Prawdziwy kościołek wiejski, któremu nie stało na żadne zbytki, który téż ich nie potrzebował, byle gdzie Boga pochwalić było. Ściany z drzewa szarego, dach gontowy, dzwonek nadedrzwiami pod krzyżykiem malutki, ale słychać go we dworze i we wsi.
Daléj widać płowe pola i jednę sosnę, samotnicę pozostałą z lasu, który niegdyś tu rosnąć musiał. Kawki i wrony znają tę swoję gospodę, na któréj przysiadają po drodze. Co za los téj biédnéj siéroty, która tu sama jedna została!
Z jéj siostrzyc ani śladu — pole nagie — ona jedna, zawsze jedna... ani żyć, ani umrzéć nie