Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noce bezsenne.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pokojach — powróciwszy do domu, znajduje się w mieszczańskiém swém kółku, w którém go pochodzenie jego zamknęło.
Nie urodził się szlachcicem!! Uszlachcenie późniejsze nie rozgrzesza go z tego grzechu pierworodnego.
W niektórych pułkach oficer szlachcic, żeniący się z kupcówną, musi się podać do dymisyi: inaczéj zmuszonoby go do tego — il a derogé.
Wedle prawa, szlachta nie ma przywilejów wyłącznych, zrównaną jest z innymi, ale obyczaj nad prawo silniejszy.
Tu podział średniowieczny na szlachtę tytułowaną (arystokracyą), szlachtę pospolitą, mieszczaństwo i chłopów — dotąd jest żywy i niezatarty.
Szlachta zubożała w ogóle, żyje dotąd odosobnioną, jeżeli nie służy w wojsku lub przy dworach.
Drugą różnicę obyczajów, dosyć żywo się czuć dającą w mieszczaninie i wieśniaku, a nawet w wyrobniku niemieckim, częstokroć ciemnym, bez wykształcenia — stanowi poczucie ogromne godności człowieka, równości swéj z drugimi.
Nasz mieszczanin i wieśniak jest pokorny, uniżony, nieśmiały; tu wcale przeciwnie: lada najmniejsze draśnięcie czyni ich zuchwałymi.
Rozstęp pojęć pomiędzy szlachtą a ludem — ogromny. Szlachcic się mniema czémś inném, lepszém od pospolitego gminu; a ów gmin wprost szydzi z tego. Ani bogactwa, ani tytuły mu nie imponują.
Jeżeli, jako rzemieślnik, jako robotnik musi wejść w stosunki ze szlachcicem — staje się milczącym, posłusznym, ale poniżyć się nie da wcale. Dla zarobku zniesie wiele; przychodzi jednak chwila, gdy słowo wybuch sprowadza. Pamięta i uważa na to, czy mu podano rękę, i namuloną dłoń swą wyciąga z całą godnością człowieka.
Wie on o tém, że szlachcic się ma za coś lep-