Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noce bezsenne.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zupełnie tak samo w łonie pojedynczych organizmów, gdy ma rozkład ich i śmierć nastąpić i żywioły, które do utrzymania życia się przykładały, nieprzyjacielsko walczyć z sobą zaczynają. Z tych samych pewnie pierwiastków składa się zdrowie i choroba — tylko stosunek ich inny.
U ludzi, gdy się zgrzybiała społeczność ma rozprzęgnąć, naprzód rodzina, protoplazma organizmu, fermentuje, rozszczepia się i ginie. Jednostka dopomina się praw swoich, a zapomina obowiązków. Jest to początek końca.
Dopiero w XIX-ym wieku urodziło się pono dziecię, które śmiało rodzicom powiedziéć: „Nie prosiłem was, abyście mi dali życie...“ To słowo okropnie piętnuje epokę......
Możecie to nazwać jak chcecie, ale są w żywotach ludzkich, w całym ich toku — pewne predestynacye i przeznaczenia dotkliwie widoczne.... Są dole i niedole, są koleje nieuniknione... Starożytni „fatalnością“ to zwali... — my wierzymy w Opatrzność. Niektórzy po razy kilka wygrywają na loteryi wielkie losy; inni nigdy na najmniejszy trafny wpaść nie mogli... Tym razem nie idzie tu o żadną wygraną na loteryi życia, do któréj ja nie miałem nigdy ani prawa, ani pretensyi — inna predystynacya uderza mnie w ciągu już dosyć długiego żywota. Byłem od kolebki przeznaczony na ustawiczną zmianę miejsca.
Jest to już charakterystyczném, że się urodziłem nie w spokojném gnieździe domowém, pod strzechą ojcowską, ale przyszedłem na świat w podróży, gdyż rodzice z obawy wojny i niepokojów w r. 1812-ym uszli ze wsi do Warszawy. Światło więc dzienne ujrzałem w gospodzie... w domu Zięteckich, jeśli się nie mylę. Było to jakby zwiastowaniem i zapowiedzią nieustannéj, mimowolnéj włóczęgi, wędrowania, niemożności