Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stryja zdaleka, i żal mi się go zrobiło zobaczywszy starca przygniecionego wiekiem, stąpającego z trudnością, spartego na ramionach starych jak on sam sług.
Był to także jakby z grobu powstały człowiek nie należący do świata, wśród którego błąkać się był skazany. Wszystko w nim, począwszy od stroju i twarzy, aż do téj namiętności pieniaczéj, owocu innego wieku i obyczaju — wskazywało anachronizm.
Ani on ludzi, ani oni jego rozumieć nie mogli. Rozlana, pofałdowana twarz jego zdala wydała mi się smutną i gniewną, jak gdyby czynił wyrzuty przeznaczeniu, że go za długo na scenie zatrzymało, z któréj spółaktorowie dawno odeszli.
O związkach krwi można sądzić każdemu jak się podoba. Dawniéj przypisywano im siłę tajemniczą, dziś nie przyznają żadnéj, a jednak na człowieku ta spólność pochodzenia czyni wrażenie i może ona nawet bez świadomości pokrewieństwa działać jako siła powinowactwa. Jeśli w chemii łączą się z sobą pierwiastki pokrewne, czemuż by w życiu siły téj nie miały.
Czułem się litością jakąś pociągniętym ku starcowi, choć w nim nie było nic dla obcych, coby ją obudzać mogło. Naprawdę musiał się