Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kochałem cię, jak Bóg przykazał, kocham, a choć mogę być niezgrabnym i nieokrzesanym, staram się we wszystkiém myśl twoję spełnić... Nie sprzeciwiam ci się w niczém, służę jak umiem i mogę, Klarcię kocham jak gdyby moją własną była, nie jak ojczym ale po ojcowsku...
Tu głos mu zabrzmiał smutnie...
— A, z tém wszystkiém, ty płaczesz i płaczesz, przeszłości zapomnieć nie możesz, jesteś, dalibóg, nieszczęśliwą! Cóż tu począć!
Załamał ręce...
Żonie, gdy go słuchała, lice się powoli rozjaśniło nieco, zlekka białą dłoń położyła mu na ramieniu, obejrzała się ku dziecku które słało łóżeczko, bardzo będąc niém zajęte, i poczęła cicho:
— Nie żądajże odemnie niepodobieństwa! Czyż ja cię nie oceniam, czyżem ci nie jest wdzięczną? Nie jestem-że dla ciebie powolną żoną i towarzyszką? ale, mój Bogusławie, serce to zbolałe nigdy przeszłości zapomnieć nie potrafi, ani straconego szczęścia, ani tego człowieka, któremu się całe oddało; — kocham cię jak dobrego brata, mam szacunek — lecz cień mojego Karola nigdy mnie nie odstępuje.