Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— zawołał Karol. Czego Petrowicz może chcieć ode mnie, chyba jeszcze jakaś pretensya z dzierżawy tego nieszczęśliwego Olsz...
— Nie — odparł Bolek — wcale o co innego idzie, a że nie tyle jest to twoim interesem jak Klarci, spodziewam się, że dla niéj uczynisz ofiarę.
Nic nie rozumiejąc, Karol stał, oczyma wyzywając, aby mu przyjaciel wytłumaczył o co iść mogło.
— Słuchaj — dodał Bolek. Tego się zapewne domyśliłeś, że Petrowicz cię poznał odrazu. Poczciwy człowiek zna interesa wasze, wie w jakim stanie objęła je nieboszczka po tobie, i że ich Bogusław wcale nie poprawił. Klarcia byłaby prawie ubogą, bo długów ciąży wiele na majątku.
— Wiem o tém — rzekł spokojnie Karol — ale ubóstwo Klarci nie wydawało mi się tak wielkiém nieszczęściem... Chciałem ją i byłbym wychował tak może, aby posagu nie potrzebowała...
— Ale Klarcia go mieć może i bardzo nawet znaczny, jak się okazuje.
— Zkądże?
— Trochę za śmiało sobie postąpił może Petrowicz — ciągnął daléj Bolek — ale znał dobrze