Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie uspokoiły, nie rozerwały już dorastającéj dzieweczki, którą sieroctwo starszą uczyniło niż była, bo boleść równie zabić może jak życie wzmódz nagle.
Pani Bolesławowa napróżno starała się ją zdziecinnieć, zabawić czémś właściwém wiekowi; Klarcia odpychała zabawki, modliła się, popłakiwała, lub rzucała swéj opiekunce pytania zdumiewające głębokością myśli i uczucia. Słowem, opieka nad sierotą, przyjęta ochoczo, zaczynała coraz trudniejszém stawać się zadaniem.
Bolesław przypatrywał się temu zdaleka i słuchał użaleń żony, która całém sercem przywiązawszy się do sierotki, rozpaczała niemal czy potrafi przyjętemu podołać obowiązkowi.
Po długich namysłach i rozwadze skończyło się na tém, na czém u nas zawsze się kończyć zwykło — trzeba było zwierzyć się żonie.
I ta tajemnica, która miała być nią dla wszystkich, odkryta naprzód przez Jakóba, zwolna, po naszemu, stawała się sekretem poliszynela. Człowiek, o którym nikt wiedzieć nie był powinien — zaczynał w coraz szerszém kole być znanym.
Kto zna kraj nasz i jego obyczaj, wcale się temu dziwować nie będzie: nigdy u nas tajemnicy utrzymać nie umiano, a pewne poczucie godności