Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czę uśpione. Kształty dwóch tych rąk zupełnie podobne do siebie, łatwo się domyśleć dawały matki i córki.
W małżeństwie tém trudno było dopatrzeć węzła, coby je mógł łączyć z sobą. Kobieta stała na wysokościach, których mąż nigdy nie mógł dosięgnąć ani myślą, ni uczuciem. Były to dwie natury nierówne, wagi nie jednéj, do zrozumienia się niestworzone.
Pewna tylko dobroduszność w mężczyznie i znużenie w kobiecie tłumaczyły związek ich z sobą.
Takie było wnętrze sypialni, w chwili gdy dostrzeżony sen dziecka przerwał rozmowę małżonków.
Mąż patrzał znudzony w okno, na którego czarném tle kropelki deszczu spadającego błyskały, jak przelatujące brylanty, i nikły w mrokach. Ona oczy miała wlepione w dziecię, z taką macierzyńską czułością, z takiém rozrzewnieniem miłości, iż się łez prawie w nich było można domyślać.
Słowik tymczasem w bzach wyśpiewywał, a cichy szmer deszczu wiosennego towarzyszył mu, grając na szerokich liściach blizkich kasztanów.