Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Elsa wychodzi piękniejszą jeszcze... pokazuję jéj ukradkiem ów pączek różany... Uśmiecha się, wzdycha... bawię do wieczoru. Wychodzimy na balkon... Noc księżycowa cudowna... woń kwiatów w powietrzu i jéj tchnienie czuję... schyliła główkę na ramię moje... pierwszy pocałunek! Chwila rajska... klękam. Nazajutrz z mamą jedziemy do Mangoldów... oświadczam się... Baron podaje mi rękę... Ślub naznaczony za dwa miesiące...
Lecz cóż powie Stasia?...
Zamyślił się mocno i twarzyczka Stasi stanęła mu przed oczyma.
— Żal mi téj dobréj, wesołój, ślicznéj i miłéj Stasi... ona troszeczkę mnie kocha także, ja ją... nie wiem! był czas... Nim Mangoldówna powróciła ze Lwowa... ale my byliśmy dziećmi, ona to dobrze rozumie... Nigdy jéj nic nie przyrzekałem. Znajdę jéj męża... będą niedaleko mieszkali od nas i czasem przyjeżdżali do nas. Elsa nie może być zazdrosną, będą z sobą w dobréj przyjaźni... będziemy się widywali, rozmawiali, śmieli często... bo nie żądam od losu nadzwyczajnych rzeczy... nic nad to... co on mi sam obiecał i dotrzyma...
Mama będzie szczęśliwa...
Urządzę Samobory jeszcze wspanialéj niż są... Obrazów trochę i posągów pare ładnych nam braknie, to sam we Włoszech kupię, pojechawszy z Elsą zaraz po ślubie. Zwiedzimy Wenecyę, Florencyę, Rzym, Neapol, może Sycylię... wracać