Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/699

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Żabicki starał się wlać w niego otuchę, to powagą, to żartami budząc do życia; chociaż kapitan nieco był takiemu obcesowemu działaniu na chorego przeciwny, nie miało ono wcale złych skutków. Zdzisław zażądał książek...
Żabicki teraz już bliższym będąc celu i spodziewając się rychłéj doktoryzacyi, postanowił i w swojéj sprawie krok stanowczy uczynić...
Na przechadzce z kapitanem zagaił ją po swojemu, otwarcie:
— Pozwolisz mi pan pomówić z sobą — rzekł. Jestem ubogi, ale będę miał kawałek chleba z pracy, tak się spodziewam... Gdybym sięgnął oczyma i sercem do panny Stanisławy, nie miałbyś mi pan tego za złe?
— Mój mości dobrodzieju — odparł kapitan: szacuję go wielce, nic nie mam przeciwko temu, ale postanowiłem zostawić wybór córce mojéj i proszę z nią mówić o tém. Jeśli ona nie będzie przeciwna, masz pan zezwolenie moje...
Podali sobie ręce, i sprawa skończona została w kilku słowach.
Tegoż wieczoru Żabicki w ganku zastał pannę Stanisławę samą, zbliżył się do niéj nie bez wzruszenia. W istocie, pomimo że z nim była bardzo dobrze, nie wiedział, nie czuł, przewidzieć nie mógł, jak przyjmie jego oświadczenie. Przywiązał się do niéj. Krok stanowczy niepokoił go trochę, lecz na cóż się miał dłużéj uwodzić?