Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/623

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zdzisławie! rzekł — czujesz coś popełnił — na tém mi dosyć... ale ja ją kochałem i czuje téż, że na twém miejscu nie oparłbym się, oszalał, stracił głowę i honor podeptał dla niéj. Ja ci — przebaczam...
Hrabia był tak zdziwiony, iż mu słów na odpowiedź zabrakło. Wzruszenie go objęło... otworzył ramiona i rzucił się do Alfa, który drgnął, jakby ze wstrętu... W téj chwili z za klombu ukazała się Herminia i stanęła między nimi...
— Zdzisław nie jest winien, zawołała poważnie, patrząc w oczy Alfowi, jakby chciała go niemi rozbroić — winowajcą jestem ja... Zdradziłam was panie Alfonsie, chciałam wyjść za niego, kochałam go, kocham... mnie przeklniéj.
I zwolna zbliżając się, na ramieniu hrabiego złożyła głowę.
Alf stał i patrzał przybity... blady... nie mogąc przemówić długo...
— Szukamy winowajcy — wyrzekł cicho — jeśli kto, to ja nim tylko jestem... Mógłżem marzyć, że między mną a nim wybór padnie na taką jak ja biedną, niedołężną istotę?...
Myśl była szalona, kara zasłużona... Ja was proszę o przebaczenie... Zapomnijcie mi — darujcie, jestem nieszczęśliwy. O jedno was błagam, niech straciwszy tę, którą miałem za narzeczoną, nie tracę jedynego przyjaciela...