Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Skutek był taki, że nagle profesor zatrzymał się mówiąc i — zamilkł...
Panna, którą już Zdzisław widział w przedpokoju, nie wiedziała czy ma wnijść, czy się cofnąć, profesor też snadź się namyślał, czy ją poprosić i młodych ludzi z sobą zapoznać, czy to odłożyć do innéj sposobności. Najprostszém zdało mu się powołać pannę i skinął.
— Córka moja Herminia... rzekł; pan hrabia Samoborski...
Panna zlekka skłoniła piękną główkę i przysiadła na kanapie.
Rozmowa była przerwana, profesor zbił się z tropu, nie wiedział od czego na nowo zacząć apologię matematyki.
— Ale to tam o tém potém — dokończył... dziś panu muszę na wstępie oświadczyć, że co czwartek jesteśmy w domu wieczorem... Kto łaskaw, czyni nam największą przyjemność... Rachuję na hrabiego... Kilku kolegów pana Rocha, czasem jaka znajoma panny Herminii, profesor jaki... herbatka bez ceremonii... Roch i Herminia lubią muzykę...
— A pan hrabia? spytała głosem bardzo miłym siedząca na kanapie.
— Gdybym mógł prosić o wyrzucenie tytułu... rzekł Zdzisław.
Profesor głową i rękami zaprotestował...
— Dla czego?