mi wyobraźnia przedstawia... Gdybym mogła iść za nim, strzedz go, przestrzegać...
— A! pani, przerwał profesor, jeśli o kogo, to o pana Zdzisława najmniéj się lękać należy. Wychowany w zasadach gruntownych, napojony zdrowemi wyobrażeniami, z naturą tak szlachetną i szukającą magnetycznie tego, co dobre, piękne, wielkie... utoruje sobie drogę łatwo... o jakiéj nawet macierzyńskie serce nie marzy... O! jestem pewien!
Uderzył się w piersi profesor, hrabina uśmiechnęła.
— Ja nie wiem, rzekła: mam czasem przeczucia najlepsze, czasem drżę, nie umiejąc sobie tego wytłómaczyć... Zrobiłam co tylko było w méj mocy, poświęciłam się cała wychowaniu jego... jemu; wyrzekłam się świata, usunęłam na wieś, aby wśród tego zdrowego powietrza i atmosfery czystéj mógł dorosnąć... Teraz opieka moja skończona... Bóg łaskaw! Jemu go oddaję...
Ale proszę cię, kochany profesorze, dodała po małym przestanku, wiesz najlepiéj, jakiśmy zakreślili plan jego wychowania... Musieliśmy go uspasabiać na człowieka do świata naszego...
Kształciliśmy go trochę encyklopedycznie, pan to sam znajdowałeś najwłaściwszém... teraz od niego zależy, co sobie szczególniéj wybierze w uniwersytecie... Jak się panu zdaje? Jam się go za-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/15
Wygląd
Ta strona została skorygowana.