Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uśmiech figlarny, skusiły młodego człowieka, wówczas jeszcze kończącego uniwersyteckie nauki. Dyzia była córką rodziców dosyć majętnych, ale rodziną obarczonych — stanowiło to właśnie trudność dla kochanka, który nie miał nic, nad głowę jeszcze nie zupełnie umeblowaną, i pięć palców, które nie wiele robić umiały, a nic zarobić nie mogły. Nie miała tyle aby jej posag starczył dla obojga, ani była tak ubogą, aby ją za pierwszego lepszego wydać chciano.
Młodzieńcza miłość pana Anzelma była szaloną, gwałtowną, namiętną — oboje kochali się tak, jak to tylko za młodu i w powieściach się ludzie kochają — co najdziwniejsza — wytrwali z tem przywiązaniem lat parę. Pan Anzelm, który w ówczesnych szkołach i uniwersytecie po niemiecku lepiej się nauczył niż po polsku, skończywszy nauki poleciał do Wiednia, szukać dla obojga chleba — poleciał z myślą o Dyzi.
Miłość czy talent zagadka do rozwiązania trudna — poszczęściły mu. Z rozpaczy rzucił się do dziennikarstwa. Była to chwila gdy ono we Wiedniu rosło na drożdżach spekulacyi giełdowych, nawzajem spekulacye podtrzymując, gdy ludzie z cynizmem najosobliwszym dorabiali się pieniędzy i renomy. I miłości tylko wiele a trochę talentu potrzeba było, aby się przebić. Na tych panu Anzelmowi nie zbywało; z dosyć nędznie w początku płaconego fejletonisty w jednej z mnogich Press niemieckich, zyskał wprędce i dobił się stanowiska zapewniającego mu niezależność. Rodzice Dyzi złamani jej prośbami, stałością jego, wydali ją za pełnego nadziei młodzieńca — choć stary ojciec tego powołania dziennikarskiego i chleba papierowego nie rozumiał a mało weń wierzył. Dyzia od półtora roku była najszczęśliwszą z małżonek.
Wiedeń podobał się jej nadzwyczajnie, gdyż była roztrzepaną, zalotną, pustą, lubiącą się stroić, biegać, szczebiotać i zalecać kobieciną. Miłość dla męża trwała jeszcze, ale już znacznie pożyciem z nim zła-