Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeżeli pani pozwoli, a ja się jej na co przydać mogę, będę chętnie służył, gdy raz już wypadkiem zostałem wtajemniczony. Na deskrecyę moją liczyć pani może bezwarunkowo... gdyby tylko sam ojciec pani, nie wydał się z tem.
— A! to co się z panem trafiło, było zupełnie wyjątkowem — odezwała się panna Aniela. — Nie wiem, podróż, rozdrażnienie, czy jakaś sympatya skłoniła go do tego. Zwykle się lęka szpiegów, widzi ich we wszystkich, nie mówi nic, a w życiu codziennem jest zupełnie przytomnym.
— Ale cóż za przyczyna mogła...
Aniela westchnęła.
— A! panie! miłość kraju, ciągła myśl o nim, o jego przeszłości, o nieszczęściach, co nas spotykają... spowodowała chorobę...
Zamilkli, stary spał ciągle, ale we śnie poruszał ustami, jakby z duchami rozmawiał. Córka patrzała nań i łzy się jej z oczów toczyły...
Zbliżyła się stacya i przystanek, była więc obawa, aby to Słomińskiego nie przebudziło... Córka troskliwie firankami przysłoniła okna, a Rżewski usunął się na miejsce swoje.
Nie pomogły jednak te ostrożności, bo gdy się pociąg zatrzymał, stary obudził się, oczy przetarł, chwilę zdawał się zbierać myśli i przypominać sobie, gdzie, jak i z kim się znajduje. Spojrzał na córkę, na Rżewskiego, odsunął firanki i wyjrzał na podwórzec przed stacyą, wśród którego kręcili się z wielkim pospiechem podróżni, usiłując coś na prędce dostać do zjedzenia i wypicia. Niektórzy wygodnisie w pantoflach haftowanych i czapeczkach lekkich, z cygarami w ustach, przechadzali się przed drzwiczkami swych wagonów, aby nieco rozprostować po długiem siedzeniu.
Stary milczał i nie wyglądał już nawet — choć znowu podszedł ku niemu Fedorowicz. Panna Aniela rzucała roztargnionemi oczyma, nie widząc nic, gdy