Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Von Riebe — poprawił radca.
— Przepraszam... mówił garbaty — panu jako radcy handlowemu wolno rachować w ten sposób, ale my ludzie nie komercyjni i nie radcy przysług, które czynimy ludzkości, nie zwykliśmy sobie likwidować... Mówmy ciszej; gdyby mój przyjaciel usłyszał rozmowę, mogłoby mu to powiększyć gorączkę. Pan zupełnie nic nie jesteś winien memu przyjacielowi — dodał złośliwie, bo nawet wdzięczność trzeba odłożyć do czasu, gdy się pan przekona, że z syna mieć będziesz pociechę.
Na te szybko wypowiedziane słowa radca nie umiał czy nie chciał nic odrzec. Stał potrząsając głową... patrzał na garbusa, to na łóżko, potarł brodę, chrząknął. Spojrzał na dziurkę od surduta, czy w niej znaki orderowe widoczne były... ukłonił się z lekka i zadumany wyszedł. Nie był pewnym, czy nie obraził tej pysznej a ubogiej szlachty polskiej, której próżność znaną mu była z odgłosu... nie wiedział, ani jak to naprawić, ani jak się pogodzić z tą myślą, że ubogi chłopak z jego przyczyny stracił kilka talarów. Już był za progiem, gdy nagle mu myśl przyszła szczęśliwa, wywołał garbusa.
— Gdy przyjaciel pański wyzdrowieje — rzekł po cichu z miną uradowaną, ich muss