Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/30

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    — Przebaczcie, panowie, — odezwał się garbus.
    — Czy tu mieszka Herr von Wolski?
    — Tak jest, ale mój przyjaciel von Wolski mieszka w tej chwili w łóżku i ma silną gorączkę, przebaczycie więc...
    — A! a! a! — ozwało się trzy głosy — chory!
    — Zaziębił się wczoraj...
    — Chciałem mu podziękować... mruknął Riebe, ocalił mi życie...
    — A! nie ma za co — z uśmiechem niewinnym niby, a w istocie szyderskim dodał Wojtuś — mała rzecz!...
    — A ja dziś ani czuję nic — odezwał się piękny młodzian, z góry spoglądając na garbusa. — Więc powrócimy później... gdy odpocznie. Niech pan od nas...
    Skłonili się sobie. — Wojtuś podjął się wyrazić wdzięczność i pozbył się nareszcie studentów.
    Wolski był ciągle drzemiącym...
    O godzinie dwunastej dało się słyszeć powtórne pukanie do drzwi i nie czekając pozwolenia, nie nawykły, aby go odprawiono od progu, wtoczył się sapiący komercyjny radca von Riebe. Wojtuś chciał już zbyć się go u drzwi, lecz nie dał się wstrzymać i zbliżył do łóżka. Rozpalona gorączką twarz Wolskiego sprawiła na nim