Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/258

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    i przybraną powagą. — Helma długo namyślała się chodząc samotna po salonie, zeszła potem do matki i tu czekała na ojca. Radca ku południowi wrócił z miasta. Zobaczywszy córkę domyślił się, że przyniosła mu odpowiedź żądaną.
    — No, — odezwał się, zaledwie zrzuciwszy okrycie, — dosyć już tego wahania się — trzeba stosowne uczynić kroki do zgody... Namyśliłaś się?
    — Tak jest!
    — Pójdziesz do niego?
    — Nie — ale do rozwodu — odezwała się Helma. Radca krzyknął ręce podnosząc, nie dała mu mówić i ciągnęła dalej: — Synom naszym należy bądź co bądź część z jego majątku — ja z nim żyć nie mogę. Popełniłam błąd, odpokutowałam go ciężko, mam prawo do szczęścia jak każdy człowiek.
    — Gdzie? do jakiego? zapytał radca.
    — Znajdę człowieka, który mnie jest godzien i którego pokochać będę mogła!
    — Drugiego takiego gołego awanturnika jak ten był, gdyś za niego szła. Rozum osobliwy: żyłaś z nim, dopóki nie miał nic, a teraz go chcesz porzucić, gdy ten kulfon nabrał wartości. Nie! kobiety nie mają rozumu.
    Zabierało się na kłótnię i sama radczyni