Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dotąd mówiono zawsze że była wdową — teraz okazywało się, że słomianą tylko.
Po ostatniej zaś lampce ponczu, zapomniawszy już pono o tem co niedawno wyznała Jordanowi — poczęła niespodzianie pani Herzową kląć i łajać zdrajcę, który uszedł do Ameryki od ożenienia z Liną.
W ten sposób dowiedział się Klesz historyi dotąd utrzymywanej w tajemnicy. Było mu to na rękę, a że bardzo pragnął przyjaciela odciągnąć od zbyt bliskich stosunków z Liną — nazajutrz w swój sposób, sarkatycznie, z humorem, wyśpiewał przed nim wszystko.
P. Floryan przyjął to jakoś dziwnie, gniewnie.
— Proszę cię, co mnie to wszystko obchodzić może? Wdowa czy nie. Powiem w ostatku, że zawód jakiego w życiu doznała, budzi we mnie prędzej sympatyę niż — inne uczucie. Co to wszystko dowodzi?
Klesz się śmiał.
— Ja też nie nie chciałem dowieść — odparł — mój Florku, pragnąłem cię rozerwać tylko opowiadaniem.
— Bardzo smutnem — rzekł żywo Małdrzyk. — Posądzasz mnie widocznie o czułe jakieś sentymenta — przyznaj się?
— Znam poczciwe a do zbytku miękkie serce twoje — odparł Jordan. — Nie kochając się, bo nie