Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie mówił nic jeszcze, chodził coraz posępniejszy.
Od czasu jak poznał bliżej Linę p. Floryan — mieszkanie, które wprzódy miało dla niego wiele niedogodności — stało się znośnem.
Ludzie, którzy wszystko wiedzą, często nawet to czego nie ma, już przebąkiwać zaczynali o pięknej Linie — i o skłonności dla niej p Floryana. Hrabia Trzaska, sam w sprawach świata i zielonego stolika bardzo wyćwiczony, pierwszy otwarcie o to zagadnął Małdrzyka, który się o mało nie rozgniewał. Trzaska, poufały ze wszystkiemi, a po kilku dniach każdego po imieniu wołający, bez ceremonii odezwał się do Floryana:
— Strzeż się tej swej gosposi... my tuje dobrze znamy. Sentymentalne są, czułe, łatwo się przywiązujące, ale następstwa zawsze drogo się opłacają.
I śmiał się, a p. Floryan zapierał, hrabia nawet od chwili gdy go przestrzegł stał mu się nieznośnym.
Ze swej strony, znający lepiej Florka Jordan, zamiast go drażnić, udzielał mu tylko wiadomości przy kawie zaciągniętych. W czasie jednego z tych posiedzeń, Lina mu szepnęła, że urodziny jej matki były nazajutrz.
Klesz już wiedział co to znaczyło i, nie mówiąc nic Floryanowi, w swojem imieniu, i jego, parę wazoników kwiatów posłał pani ober-kontro-