Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tu — dodał Filip — każdy człowiek coś Szablon:Krekta ma jakąś specyalność, powołanie — my stworzeni jesteśmy na szlachciców, a szlachcic bez ziemi... do niczego. Wyobraźże sobie los tych...
Jordan nie dał mu dokończyć.
— Nauczyłeś się czego? — spytał.
— Nauczyć się czego na starość, gdy się nic nie uczyło w młodości bardzo trudno. Musiałem się chwycić najłatwiejszej rzeczy.
Uśmiechnął się pokazując plamami ciemnemi okryte ręce.
— Pracuję u fotografa!!
Zamilkli oba.
Jordan rad był odwrócić rozmowę od drażliwego przedmiotu. Począł pytać o sasów i ich usposobienia.
— Ludzie są — rzekł Filip. — Warunki życia w tym kraju, nasiedlonym gęsto — są takie, że wszyscy pracować muszą. Zarobek mały, życie ubogie, nędzy prawie nie ma, fortun wielkich, któreby miały fantazye wielkie, nie ma także... proza życia, mierność.
Wszystko na maluczką skalę i serca też.
— Smutno — rzekł Jordan.
— Szczególniej tym — dodał Filip — którzy ze złudzeniami wychodzą, wierzą w chrześciańskie braterstwo, w miłosierdzie przyjaznych ludów i tym podobne mrzonki.
— Ja przynajmniej nigdy się nie łudziłem