Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/548

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Powiadasz, że ta stara pannica Pelagia, o którą się przed dwudziestu laty starał Julek, i pono był z nią bardzo blisko... (tu odchrząknął mówiący) poszła za mąż?... Ale, proszęż cię, ona chyba ma czterdzieści kilka lat?
— Nie przeczę, ale się malowała tak, że zdaleka wyglądała na trzydzieści.
— No, i kogóż uszczęśliwiła? — spytał otyły — to ciekawa rzecz. Mieszkasz w Krakowie, musisz być wtajemniczony.
— Niewątpliwie — odparł drugi — jestem w łaskach u prałata, a prałat był i jest w wielkich łaskach u panny, dziś pani Pelagii, wiem więc historyę całą.
— Słuchamy — odezwali się drudzy.
— Wygnany z Prus, niejaki p. Floryan Małdrzyk, z córką chorą na suchoty, przybył do Krakowa. Człowiek to był nieszczęśliwy jak mało. Własna siostra i szwagier najniepoczciwszym sposobem odarli go z majątku. Mówią że łajdak szwagier go denuncyował.
Córkę jego trzymali z początku przy sobie jakby na łasce, aż w końcu od ucisku musiała uciekać do ojca. Z tego utrapienia, niewygód, niedostatku, dostała suchot, i w Krakowie zmarła.
Opowiadający tak krzyczał głośno, a słuchacze tak pilno nastawiali ucha, iż nie spostrzegli że tuż przy stole siedzącej rodzinie stało się coś niewytłómaczonego. Otyła pani krzyknęła, omdla-