Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/449

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dosyć że musiał się z kraju wynosić, to nie bez kozery. Tacy ludzie nam tu wnoszą liberalizm głupi i bezwyznaniowość.
Lada się roześmiał.
— Człowiek sam religijny, córka pobożna.
Po krótkiem milczeniu, hrabia dorzucił.
— Mogę ci dać dobrą radę, bo choć mi przysłałeś wino kwaśne, dobrze ci życzę. Nie wdawaj się w protegowanie emigrantów. To ci zaszkodzi.
— Panie hrabio, to są najzacniejsi...
— Wiem, wiem, wszyscy są i zacni i współczucia godni — przerwał hrabia — lecz, mój drogi panie Mieczysławie, jest ich tylu, kraj nasz tak ubogi.
Hrabia przerwał sobie nagle i zawołał na kelnera o butelkę szampana. Lada nie nalegając zamilkł, myśląc że nie wszyscy będą tak usposobieni jak hrabia.
Tymczasem ten i ów ze znajomych, wchodził, witał się, siadał, rozpytywał o Paryż, opowiadał nowinki; kilku nałogowych graczów do kart usiadło. Mówiliśmy już że Micio de Lada niegdyś karyerę swą rozpoczął od zielonego stolika u księcia Józefa i księcia Marcellego w Dubnie. Namiętność do kart, przy których mu się zawsze szczęściło, nie wygada w nim i teraz. Nie mógł patrzeć na grających nie ulegając pokusie. I tym więc razem, zapomniawszy o Floryanie, co dziwniej, o Moni, o tem z czem się wybrał na mia-