Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/411

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Lecz natychmiast, jakby chciała zatrzeć wspomnienie tego wypadku, zwróciła się wdowa do Moni i prędko, niewyraźnie, zaczęła opowiadać jak się tu jej spodziewała, wyglądała, przygotowała pokoik, postawiła nawet bukiet. Zapewniała że jej tu będzie dobrze! że Paryż musi się jej podobać i t. d.
Za najmniejszym jednak na dole odgłosem, drżała widocznie Perron; bladła, nastawiała ucha, i po krótkim spoczynku wstała pod pozorem pilnych spraw, raz jeszcze zapraszając te panie aby się dziś przeniosły do niej.
Wieczorem nie pokazała się rychło. Nadszedł doktór: trzeba było opatrywać nogę, Jordan z paniami pojechał dopilnować przenosin — Floryan pozostał sam.
Późno już Monia z Lasocką przybyły z tłumokami do hoteliku Marsylskiego — i raz jeszcze chwilkę posiedziawszy u p. Floryana, poszły się rozpakować i umieścić w nowym lokalu, dokąd im sama gospodyni towarzyszyła.
Wszystko się pierwszych dni składało dobrze. Wprawdzie, mimo całej uprzejmości p. Perron, nie mogła ona sobie pozyskać ani serca Moni, ani Lasockiej — lecz obie one skarżyć się też na nią nie mogły.
Stara niania, kobieta bardzo doświadczona i przy całe swej dobroduszności, widząca jasno — spostrzegła coś dwuznacznego w stosunku p.