Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/347

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

większem niebezpieczeństwem. Zastępuje ono namiętność i w innej formie, ma jej siłę“.
Pisząc to poczciwy Jordan, któż wie, myślał może o sobie.
Zdarzyło mu się bowiem że i on w Tours mieszkając — nabrał takiego nałogu serca.
W pierwszych dniach po przybyciu, szukając mieszkania w pobliżu swojego zakładu pp. Mame miał sobie wskazaną staruszkę, panią Jourdan, u której najął izdebkę na poddaszu. Rodzina tych Jourdanów składała się z dwojga staruszków, ruchliwej jejmości i nawpół sparaliżowanego jej męża. Oprócz tego mieli dwie córki, jedną młodą i piękną, zajętą lekcyami muzyki, drugą już około czterdziestki mającą, pomagającą i wyręczającą matkę.
P. Ewelina starsza była zapewne niegdyś piękną, widać że przeszła przez ciężkie życia próby, bo nosiła się czarno i była smutną. Małe usługi w domu ona pełniła i Jordan ciągle się z nią spotykał.
Nigdy w życiu, wyjąwszy gdy miał lat osiemnaście i nie czuł jak był brzydkim — Klesz nie marzył o miłości. Lata, w których się kocha przeszły do niego, ale ta próżnia, którą zostawia po sobie — władza niezużytkowana, pragnienie niezaspokojone — zostały w nim dotąd.
Jego skromność, dobroć, a razem rozum, statek i miłe obchodzenie się ze wszystkiemi, zje-