Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Małdrzykowi, który ani do oszczędności ani do pracy, nigdy w życiu nie był nawykłym — przewidywanie samo położenia, w którem oboje stać się mogło koniecznością, było przerażającem.
Widząc go w tym stanie podrażnienia, Jordan w pierwszej chwili powziął myśl powrócenia do kraju, dla widzenia się osobistego z Kosuckiemi; lecz wprędce rozwaga przyszła, że on tam zrobić nic nie mógł, nie miał prawa, a Floryana opuścić samego, było to narazić go na nieochybne zwichnięcie, na moralne zwątpienie i upadek.
Wstrzymał się więc z tem aż do czasu gdyby zrozpaczyć mieli, i ten jeden ostatni krok pozostał.
Małdrzyk wrażliwy do zbytku, miał naturę ludzi słabych, gwałtownie odczuwał wszystko i zrazu, równie łatwo zapominał, tłómaczył sobie na lepsze, chwytał się najniedorzeczniejszych nadziei.
Nazajutrz, po wyprawieniu nowych listów, znalazł go Jordan spokojniejszego znacznie, a, co dziwniej, usiłującym wczorajsze wrażenie nowym wykładem listów zatrzeć i kłam mu zadać.


Tak stały rzeczy, gdy jednego wieczora, figura obrzękła, z zaczerwienioną mocno twarzą,