Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nym — spowodowały w tych czasach chorobę, której panna Adela starała się opierać energicznie, lecz w końcu gorączka, symptomata groźne — zmusiły ja położyć się.
Doktór nakazał spoczynek i kuracyą, bardzo skomplikowaną, która, conajmniej, miała trwać kilka tygodni.
Gdy p. Adeli nagle zbrakło na czele pensyonatu, a została tylko łagodna i zawsze zmęczona pani Grońska z Obrońską — natychmiast się to uczuć dało. Niewidziana swoboda i niepraktykowane wybryki panien zamąciły dawny porządek.
Do p. Adeli w niczem się odnosić nie było wolno, a p. Felicya, mimo grozy, jaką się wrazić starała — nikomu nie była straszną.
Idzia Szlomińska niemal otwartego buntu stała się głową. Z wyjątkiem tej części kurytarza, która do drzwi chorej przytykała, w reszcie domu przez cały boży dzień bieganinę i śmiechy słychać było.
Idzia, protegująca Faustynkę i — jej stosunki z professorem Wolskim, jednego dnia tak manewrowała zręcznie a zuchwale, że na chwilę w sali lekcyi samą Steńkę z nim pozostawiła, szepnąwszy jej, aby z tego korzystali.
Sumakówna nadto była bojaźliwą i nawykłą