Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się Faustyna — spać mi się nie chee. Proszę pozwolić....
Nie dokończyła słów tych, gdy Antek, który teraz dopiero powracał ze swej wycieczki, uchylił drzwi ostrożnie i przeląkł się, zobaczywszy Steńką przy łóżku Kwiryna.
Wiedział już co go czeka. Hrabia łajać począł grubiańsko. Antek się tem tłómaczył, że usłyszał w podwórzu podejrzany szmer i chodził około gumien i stajen, bo fornale mogli na wieś, bez pozwolenia powymykać się.
Oile to pomogło, niewiadomo, ale hrabia cicho powtórzył Steńce:
— Proszę iść spać, jutro trzeba abyś tu przyszła się rozpatrzyć; oni tu o mnie nic nie dbają.
Steńka odeszła z tem. Powracała do swej izby, gdy otwarciem drzwi rozbudzona Pakulska zerwała się, zobaczywszy ją, niepojmując gdzie mogła chodzić. Opowiedziała jej wszystko pocichu. Pakulska ucieszyła się wielce.
— Otóż to, jak Boga kocham — zawołała — co to znaczy rozum mieć! Ale, jak że to może być, że ja krzyku nie posłyszałam, co sypiam tak czujnie.
Tego Steńka jej nie chciała tłómaczyć.
Następnego dnia Antek chodził jak przybity, a na młodą panią patrzał ze źle tajonym gniewem i zazdrością.