Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kulskiej tylko, a młoda hrabina nie mogła się mężowi narzucać.
Ekonomową spytał hrabia: co one tam robiły? Pakulska odpowiedziała niezgrabnie, ale uspakajająco.
Czwartego dnia jakoś hrabia po przemianie leszczotek i nowem obandażowaniu, które Sochor uznał potrzebnem, uczuł się, po wyjeździe doktora gorzej. Poznać to było można z nieustannego niecierpliwego wołania Antka i łajania go, które przez drzwi do Steńki dochodziło.
Z wieczora zaraz Pakulska, której Antek dostarczył kropelki rumu Wołchowickiej fabryki, zaprawiwszy nim herbatę, usnęła snem twardym i chrapała głośno.
Chrapanie to, choć już Steńka do niego była nawykła, z drugiej strony wołanie hrabiego na Antka, nie dawały zasnąć Faustynie. Było już około północy, gdy przerażający, bolesny krzyk dał się słyszeć od łoża hrabiego.
Pakulska nie obudziła się wcale, zdawało się, że i Antek musiał spać kamiennym snem, bo hrabia po raz wtóry i trzeci zajęczał, wołając ratunku.
Steńce się serce ścisnęło. Nie namyślając się, zerwała się z łóżka, przyodziała naprędce i wbiegła, sama niewiedząc dobrze co czyni, wprost do pokoju hrabiego.