Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

a Antek im otworzył drzwi i do chorego ich wprowadził. Dostrzegli tylko, że na cześć ich, włożył białą koszulę — i kołdra na drugą stronę przewrócona, czyściej wyglądała.
— Jakże się spało? — zapytał Kwiryn — bo tam u żyda pewnie nie bardzo czysto.
Hrabiowie zapewnili, iż na niczem im nie zbywało i noc spędzili jaknajlepiej. Zapytali nawzajem o zdrowie gospodarza.
— No — ja, powiadam wam — odezwał się Kwiryn — spać nie mogłem, tak mnie różne myśli obsedowały po wczorajszej rozmowie.
Źle jest niemieć nic, ale gdy się człowiek czegoś dorobi, drugi kłopot: co z tem począć?
Sam nie wiem, różne projekta mam — biję się z myślami,
Obaj kuzynowie — gdy to mówił — zajęli miejsca przy łóżku i pochyleni słuchali. Wtem Kwiryn zawołał:
— Nie może być, ażeby to do was nie doszło, że miałem projekt ożenić się? Słyszeliście o tem?
Hr. Flawian zamruczał tylko — iż coś, głucho o tem przebąkiwano, ale nikt wiary nie dawał.
— A to czemu? — spytał Kwiryn.
Poprawił kuzyna hr. Bernard tem, iż — wiadomość dlatego zdawała się nieprawdopodobną, że mówiono o osobie niestosownej.
— Czemże? wiekiem? — badał Kwiryn.