Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Oberchapki muszą być — mówił w duchu pan Dyonizy.
Zgoda więc nastąpiła i chciało mu się tylko, jak mówił, mieć to szczęście zaprezentować się grafowi, na co Antek odparł, że hrabia o nim ani wie, ani wiedzieć będzie.
Ruszył tylko ramionami.
Skończyło się na tem, Sumak pobiegł do karczmy do swej furki, a powracając, już plany przyszłości układał.
— Oni mnie złapać chcą, ja ich; kto tu rozumniejszy będzie, czas okaże. Żeby tylko Scholastyka nie piła, a miała węch i pomiarkowanie... Gra pomiędzy grafem a mną... zobaczymy, kto będzie górą... Nie chcą otwarcie mówić, tem lepiej!...
Mruczał tak, rzucając się przez całą drogę, a że stawał przy każdej karczemce, wrócił więc do domu rozogniony bardzo.
Zamknęli się natychmiast z żoną w alkierzu na rozmowę.
Steńkę, która od policzka otrzymanego od matki, chodziła ciągle zapłakana, uderzyło to odosobnienie się rodziców. Poszła podsłuchywać pode drzwiami i tyle tylko pochwycić mogła, że o grafie ze Skomorowa mowa była.
Estera więc nie skłamała...
Matka, dopuściwszy się w chwilowem uniesieniu