Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bez związku z położeniem będące, ale ze starego sługi słowa nie dobył.
Nazajutrz pojechali tę sławną Leśniczówkę oglądać.
Był to w lasach, o dobrą milę od Skomorowa: dom stary, jeszcze się dość dobrze trzymający z ogrodem zapuszczonym, studnią, szopką na konie... Tuż około niego dawniej niegdyś potasze palono, góry więc były ogromne, porosłe chwastami, doły i rozmaite ruiny pieców jakichś i szop pogniłych.
Miejsce, choć puste, nie było niemiłem. Dworek stał na pagórku. Dach na nim wpół z dranic, na pół z kalenicy trzymał się jako tako. Wewnątrz izb było mieszkalnych dwie z alkierzem, kuchnia, spiżarnia, wyżki, loszek.
Ponieważ leśniczego ostatniego przed rokiem wypędzono, pobereżnik jeden pilnował domu. Wnosić się było można, kiedy Sumakowie chcieli.
Stosunkowo do wielkich nadziei pana Dyonizego, lichota to była, ale w teraźniejszem położeniu zawsze coś lepszego niż komorne na łasce u Żyda.
Antek, przez zęby cedząc, obiecywał furmanki pod rzeczy, (których wiele nie było) kilkadziesiąt złotych forszusu, gdy zjadą na miejsce, coś z ordynaryj.
O żadnych innych, oprócz tyczących się obo-