Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

choć nizkie, miało kształt piękny, usta wyrazu energicznego, choć się zmuszały do uśmiechu, szczerze się nie śmiały. Człowiek napozór zdawał się — jak mnie widzisz, tak mnie pisz — po rozmyśle jednak należało sobie powiedzieć — jest w nim zagadka.
Wyglądał na zamożnego dzierżawcę, co najwięcej, Boruch wszakże tytułował go — hrabią.
Hrabstwo to z postacią się nie godziło, ale typ twarzy ród arystokratyczny czynił prawdopodobnym.
W obejściu się, w ruchach coś miał i rubasznego a zdziczałego i jakby rzeczywiście hrabiowskie reminiscencye czy objaw atawizmu.
Gdy Steńka weszła na próg, a Boruch rzucił na nią okiem, wejrzenie to zmusiło hrabiego poza siebie się też obejrzeć. Zobaczył Steńkę i — choć miał ochotę zaraz znów do Borucha się odwrócić, pozostał chwilę, jakby oczarowany widokiem cudnej tej piękności dziewczęcia.
Steńka aż zadrżała od tego wzroku natrętnego i napastliwego.
Boruch się uśmiechnął dziwacznie, pogardliwie....
Jakby dla pozbycia się dziewczyny, szybko się ku niej zbliżył, poszeptał z nią krótko, i — odprawił, wskazując na drugą izbę.