Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z razu mówili z sobą mało, za daleko stali pojęciami aby się zrozumieć mogli, w końcu po kilku tygodniach Sacharow głębiéj téż w tę duszę pragnąc zajrzeć, na dłuższe go wyciągał rozmowy. Dotykali najrozmaitszych przedmiotów, rozumieli się, ale oba widzieli że ich całe dzielą światy. Sacharow był Moskalem i nieprzyjacielem cywilizacyi téj, którą Moskwa opóźniwszy się przejąć, przeskoczyćby chciała. O całe wieki zacofany naród sądził, iż wyminąć może czego przyswoić sobie nie potrafił, a chcąc zyskać musiałby nanowo pójść do szkoły i poczynać od abecadła. Z zarozumiałością wszystkich autodydaktów, Moskal liczył na samorodne siły swego narodu, gdy Juliusz zeń się uśmiechał. On chciał stworzyć nowy świat, aby nie być zmuszonym starego zostać poddanym i dłużnikiem, Juliusz przekonywał, że to są mrzonki próżne — dowodzące tylko nieznajomości natury ludzkiéj i praw kształtowania się społeczeństw... Z tych kwestyi ogólnych, które wszystkiemi boki przylegały do kwestyi polskiéj, często zadrasnęli o nią, ale Juliusz rozszerzania się nad nią unikał, co Sacharowa draźniło nie mało. Jakkolwiek różniąc się w wielu rzeczach, oba oni stali się sobie potrzebni, lecz nigdy może nie zbliżyliby się do siebie, gdyby nie