Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzieć, z drugiéj narzucając wnioski i domysły całkowicie mylne.
Daje się to do dziś dnia widzieć we wszystkich, dziennikarstwa rządowego i śledztw wnioskach, opartych na źle zrozumianych wiadomostkach, w których prawda podchwycona najdziwniéj jest użyta i powykręcana, przez kraju niewiadomość.
Odczytywanie tego ważnego dokumentu trwało dosyć długo; zrodził on najboleśniejsze w nim uczucie, nowy domysł że został zdradzonym przez tę, którą ukochał. Odepchnął go wprawdzie z oburzeniem, ale mu się naciskało to przypuszczenie gwałtownie... Zdawało mu się że nikt oprócz niéj tak nie mógł znać wszelkich życia jego przygód i tajemnic... czuł w tém jéj rękę...
— To być nie może! mówił w duszy, a serce rozkrwawione odpowiedziało: Wszystko być może na tym świecie, a najprędzéj to złe, którego się człowiek najmniéj spodziewa... Dotknięty, złamany tém przypuszczeniem, nie myśląc się ani bronić, ani przeczyć, Juliusz odpowiedział tylko:
— Ponieważ panowie jesteście tak dobrze uwiadomieni o wszystkiem co się mnie tyczy, nie sądzę abym był obowiązany w czemkolwiek ich jeszcze objaśniać. — Proszę mnie sądzić.