Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozporządzenia władzy niewidzialnéj, a naówczas jeszcze wszechmocnéj prawie. Papiery te drżały w rękach Juliusza, ale nieprzytomny czytać ich nie mógł... podał dłoń Maryi milczący i wprowadził ją do alkierza w którym zamieszkiwał... Przed domkiem został rozłożony tom Shakespeara, Lewek łaszący się przed panem i gospodarz szepcący coś do żony po cichu...
Juliusz z uczuciem głębokiem ale z surowością zarazem przyjął Maryą, był jéj wdzięczen i niespokojny, w pierwszych wyrazach wypowiedział natychmiast naganę za porwanie się do takiego kroku nad siły niewieście.
— Przecież widzisz, odpowiedziała mu pokornie, żem się tu cało i bezpiecznie dostała... a jeśli ci będę zawadą i nie zechcesz mnie, odejdę jakem przyszła, ale mi zostanie pociecha żem ciebie widzieć mogła i dłoń twoją uścisnąć... ty nie wiesz jak gryzie i zjada tęsknota, boś jéj nie doznał... Ty zatopić się możesz w książce, odlecieć od teraźniejszości, twoja miłość dla mnie jest zniżeniem się Bóstwa jak w balladzie Bóg i Bajadera... moja podźwignięciem ku światłości... dla której i ja... bajadera nieszczęsna na stos jestem gotową...