Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Słyszałaś jak mówi?
Ale! niechno tu pobędzie, to go znowu po polsku nauczymy.
Kuba stał na przeciw i wlepiwszy oczy w brata milczący, badał go wzrokiem gorącym, sięgał mu do głębi duszy, otwartej wzruszeniem.
— Ale dziewczęta róbcież herbatę, kiedy Bóg nam tak miłego przyniósł gościa — ozwała się Bylska — a dobądźcie tej od Krupeckiego, bo on musi być wybredny na czaj, bo u nich stolica tej chlipki, mnie podajcie kawę moją... No mów, mów, jakieś tu się do nas dostał? czy zostaniesz z nami?
Radby był mówić Naumów, ale mu wyrazów brakło, musiał się naprzód tłumaczyć, dlaczego po polsku zapomniał zupełnie. Stara Bylska wzdychała i płakała, akademik marszczył się, dziewczęta mało co zrozumieć mogły i śmiały się ostrożnie z dziwnych wyrazów Moskala. — Przecież ujął ich wszystkich tym, że na jego twarzy serce postrzegli, że drżał, że był zmieszany, że się niby wstydził tej szaty, w jakiej się im przedstawiał. Czuli oni, że nie winien był wcale temu, iż dzieckiem, sierotą, dany na łup Moskwie, musiał się przerobić na Moskala. W tej jego skorupie upatrywali cierpienie i poczęli się nad nim litować, jak na kimś chorym lub kaleką.
Naumów pokorą ich przekupił, a wyrobiło się w nim dziwne uczucie, które co chwila rosło od przybycia do Warszawy. Dwadzieścia lat wychowania na obcej ziemi nie potrafiły zatrzeć śladów tego, co weń wlała pierś macierzyńska, wszystko zapomniane budziło się, poruszało, odradzało z popiołów. Wychowaniec Petersburga czuł tylko, że był dziecięciem Warszawy i pragnął zetrzeć z siebie