Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

który w istocie jak rak w ogniu coraz czerwieńszej nabierał barwy. Dziewczę, widząc jak skutkują wejrzenia, wytężało ich siłę, zmieniała wyraz, pastwiąc się nad młodzieńcem, jak dzieci czasem ze złapanym chrząszczem, którego konwulsyjne ruchy je bawią... Natalia to przechadzała się po pokoju, to stawała, przymrużała oczki, wzdychała, niby jej ciężko było się z nim rozstać, udawała smutną, grała strapienie ukrywane, a starszy nawet i doświadczeńszy mężczyzna byłby się dał wziąć na tę grę, którą instynkt kobiety, zawsze prawie trafną czyni dla tego komu jest przeznaczoną.
— Tylko się tam nie dajcie jakiej Polce zbałamucić dorzuciła grożąc mu palcem... ba to słyszę są najniebezpieczniejsze zalotnice jakie świat widział... i nie zapominajcie o nas...
Naumów ośmielił się może raz pierwszy w życiu przebąknąć.
— O! radbym o was zapomnieć — Natalio Aleksiejewno.
— A to pięknie? a toż znowu dla czego? obruszyło się rozradowane widocznie dziewczę.
— Bo wy sobie z najlepszych waszych przyjaciół żartujecie tylko... — szepnął Naumów, który trucizną z rozkoszą się napawał.
Ona rozśmiała się dziwnie.
— Jak wy źle ludzi i kobiety znacie! odparła roztargniona z cicha... tym szeptem nadając wagę wyrazom.
Naumów stał oczarowany, ona mu rękę ścisnęła, miała go już dosyć — rada się była pozbyć, ale jak Parth strzałę utkwiwszy w jego piersi.